Straty po obu stronach Songtext
von Pokahontaz
Straty po obu stronach Songtext
Płonę, tonę w ogniu
Liczę na nas, liczę do dwóch
Nie wszystko skończone, wróćmy do rozmów
Umysły połączone, jak wybuch i podmuch
Płonę, w ogniu tonę
Leci Mt Eden - Sierra Leone
Wyciągnij rękę, przybij mi pionę
Znasz tą piosenkę, ściągnij koronę
Oddzieleni, miliony lat świetlnych
Bez zbytecznych akcji, sytuację uleczmy
Wybaczmy sobie, wrzućmy na wsteczny
To początek, a nie tragiczny koniec
Płonę chęcią, przypieczętowałbym to pieczęcią
Bo teraz tonę, wszystko popierdolone
W moment, dialog jest konieczny
Wielu ludzi idąc na front, popełnia prosty błąd
Zamiast puścić w niepamięć afront
Po prostu odpala lont
Powód wziął się nie wiedzieć skąd
Powiódł winnego pod sąd
Wyrok wydany przez samorząd
Potem już ciągnie się swąd
Snują, knują, planują wszyscy bliscy nam stratedzy
Psują, rujnują, przypisując tą niezgodności przeżyć
Policzkują i insynuują, że nam się to należy
Poczują, jak słowa kują, odpokutują w słodkiej niewiedzy
Wyciągnij rękę, uwolnij umysł, pozbądź się dumy
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Jak ikebana, sztuka układania
Nie mów, że nie masz nic do dodania
Wszystko się zmienia, Ty nie zmieniasz zdania
Jestem tu teraz, zadawaj pytania
Atmosfera musi się oczyścić
Mam tyle myśli, siedźmy do rana
Ta rana nie oczyści się sama
Dramat, mam tyle miłości do dania
Dla wszystkich przyśnię, a mój sen się ziści
Wyjdźmy z tej czeluści czyści
Błagam o szansę,
O, nieubłagana
Niuanse są do dogadania
Miałem sen, myślałem, że zwariowałem
Świat wirował tańcem, zabrałaś cały tlen
Oddzieleni szkłem, wskazywałaś na mnie z wyrzutem palcem
Rozpocznie respekt do jego resztek
Dodamy "D" otrzymamy despekt
Żarliwy despekt podnosi poprzeczkę
Przeradza wreszcie wojenną ścieżkę
Mamy przecież moc, co gniecie
Oraz pomysły na obyt w komplecie
Zrozumiecie, kto mieczem wojuje
Ten zaraz go poczuje, wiecie
To nie odcinek,,Opowieści z krypty"
Albo dawnych wojen relikty
Niestety fakty to instynkty
Przyczyną a skutkiem konflikty
Walka szalona, dla kogo korona
Kto kogo pokona, który wróg skona
Prawda jak to prawda, bywa słona
Straty są zawsze, po obu stronach
Wyciągnij rękę, uwolnij umysł, pozbądź się dumy
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Liczę na nas, liczę do dwóch
Nie wszystko skończone, wróćmy do rozmów
Umysły połączone, jak wybuch i podmuch
Płonę, w ogniu tonę
Leci Mt Eden - Sierra Leone
Wyciągnij rękę, przybij mi pionę
Znasz tą piosenkę, ściągnij koronę
Oddzieleni, miliony lat świetlnych
Bez zbytecznych akcji, sytuację uleczmy
Wybaczmy sobie, wrzućmy na wsteczny
To początek, a nie tragiczny koniec
Płonę chęcią, przypieczętowałbym to pieczęcią
Bo teraz tonę, wszystko popierdolone
W moment, dialog jest konieczny
Wielu ludzi idąc na front, popełnia prosty błąd
Zamiast puścić w niepamięć afront
Po prostu odpala lont
Powód wziął się nie wiedzieć skąd
Powiódł winnego pod sąd
Wyrok wydany przez samorząd
Potem już ciągnie się swąd
Snują, knują, planują wszyscy bliscy nam stratedzy
Psują, rujnują, przypisując tą niezgodności przeżyć
Policzkują i insynuują, że nam się to należy
Poczują, jak słowa kują, odpokutują w słodkiej niewiedzy
Wyciągnij rękę, uwolnij umysł, pozbądź się dumy
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Jak ikebana, sztuka układania
Nie mów, że nie masz nic do dodania
Wszystko się zmienia, Ty nie zmieniasz zdania
Jestem tu teraz, zadawaj pytania
Atmosfera musi się oczyścić
Mam tyle myśli, siedźmy do rana
Ta rana nie oczyści się sama
Dramat, mam tyle miłości do dania
Dla wszystkich przyśnię, a mój sen się ziści
Wyjdźmy z tej czeluści czyści
Błagam o szansę,
O, nieubłagana
Niuanse są do dogadania
Miałem sen, myślałem, że zwariowałem
Świat wirował tańcem, zabrałaś cały tlen
Oddzieleni szkłem, wskazywałaś na mnie z wyrzutem palcem
Rozpocznie respekt do jego resztek
Dodamy "D" otrzymamy despekt
Żarliwy despekt podnosi poprzeczkę
Przeradza wreszcie wojenną ścieżkę
Mamy przecież moc, co gniecie
Oraz pomysły na obyt w komplecie
Zrozumiecie, kto mieczem wojuje
Ten zaraz go poczuje, wiecie
To nie odcinek,,Opowieści z krypty"
Albo dawnych wojen relikty
Niestety fakty to instynkty
Przyczyną a skutkiem konflikty
Walka szalona, dla kogo korona
Kto kogo pokona, który wróg skona
Prawda jak to prawda, bywa słona
Straty są zawsze, po obu stronach
Wyciągnij rękę, uwolnij umysł, pozbądź się dumy
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Wyrzuć to z siebie, rozkuj swój pancerz, spróbuj dać szansę.
Writer(s): Sebastian Salbert, Wojciech Pawel Alszer, Dawid Jerzy Kaluza Lyrics powered by www.musixmatch.com